Dzisiaj
o arancini. Potrawa ma przynajmniej 500 lat, wprowadzona została na
Sycylii przez Arabów, na co wskazuje dodawanie do ryżu szafranu.
Zwykle jest nadziewana ragù (mięso, pomidory, oliwa, warzywa). Są i
inne wersje z serem, szpinakiem, szynką i groszkiem oraz wiele
innych. Każde z większych miast przypisuję sobie tą jedyną,
właściwą receptę. Jak wyspa długa i szeroka od ponad stu lat
trwają debaty nad płcią ryżowej kulki lub stożka. Ponieważ
mieszkamy niedaleko Etny więc nie wypada nadawać arancini innego od
wulkany kształtu. Pewnie to co napiszę moje znajome i przyjaciółki
lepiej wiedzą ode mnie, lecz jeśli jednej z Was się to przyda to
mnie warto pisać. Szafran moczymy w szklanym naczyniu prze cztery
godziny, inaczej traktujemy ten w proszku. Ryż kupujemy do arancini
a jeśli napotkamy na trudności z zakupem wybierzmy ryż długi.
Jeden kilogram ryżu gotujemy w dwóch litrach bulionu (używam
wegetariańskich, sprawdzonych kostek rosołowych) dodając na końcu
szafran. Ugotowany ryż, który wchłonął bulion pozostawiamy
do ostygnięcia.
Przygotowujemy nadzienia, oprócz mnie nikt z Sycylijczyków nie
dopuszcza jajek, ja to robię ze względu na Justynę. W odpowiednich
pojemnikach umieszczam białka (zawsze zbyt mało) i je roztrzepuję,
bułkę tartą
(używam z suchym czosnkiem i ziołami, co nie jest konieczne), wodę
niezbędną do moczenia dłoni. Do formowania używam arancinotto (na
Sycylii kosztuje 2 euro, na Amazon ponad 20). Zdolniejsze ode mnie
znajome babcie sycylijskie nadają kształt dłońmi. Nadziewam,
wrzucam do garnka z gorącą oliwą i czekam na jak to określają
znajomi, kolor czerwonego złota. Odcedzam, kładę na papier
chłonący tłuszcz i jemy. To posiłek sporadycznie przez nas
spożywany, choć sztandarowy dla Sycylijczyków. Po pierwsze sporo
trwa przygotowanie, po drugie podczas obiadu wstaję od stołu aby
interweniować w garnku z oliwą (co ok. 8 minut zamieniam stożki
wyjmując gotowe i wkładając następne. Wstawanie ani jest
grzecznym zachowaniem w stosunku do Justyny (nie wspomniała na ten
temat ani razu) ani dla mnie zabawne. Zapytacie po co robię w domu,
jeśli na każdym rogu ulicy, w prawie każdej restauracji można
zjeść arancini. Po pierwsze jest zabawa, pakuję do arancini to co
lubimy oboje a najistotniejsze
jest to, że wiem o użytej oliwie wszystko. Całą maestrię
dyletanta możecie zobaczyć na filmiku. Aby nie było za poważnie
opowiem historię: „Przychodzi
Żyd na obiad, zamawia zupę a kelner przynosząc i stawiając talerz
na stole odrobinę wylewa na spodnie gościa restauracji. Oburzony
oblany mówi:
- Jak ja teraz będę wyglądał?
Na co kelner odpowiada:
- „Szanowny Pan po tym rosołku plamy mieć nie będzie.”
A
Wy proszę uważajcie, po arancini plamy będą.
Krzysztof
Rozenblat
P.S Justyny
Filmik (koniecznie z głosem na full) możecie zobaczyć na kanele YouTube Appartamento Vespa Noto:
https://youtu.be/DpH9V-rmkFE
P.S Justyny
Filmik (koniecznie z głosem na full) możecie zobaczyć na kanele YouTube Appartamento Vespa Noto:
https://youtu.be/DpH9V-rmkFE
Takie pyszne (mam nadzieję) "wulkany" (trza posypać cukrem pudrem bo Etna teraz biała) pół godziny po kolacji? Następny wpis proszę przed 19!
OdpowiedzUsuńGregory, tak zrobię. Krzysztof.
OdpowiedzUsuń