Lody. Robione w domu mają tę przewagę nad produkowanymi w fabrykach że smakują jak te z mojej młodości. Pamiętam Otwock i pana pchającego przed sobą wózek z lodami. Codziennie się zastanawiałem dlaczego sam ich nie zje a sprzedaje za marne złotówki. Babcia Emilia dawała mi dwa złote i biegłem mu naprzeciw aby kupić dużą porcję. Dzisiaj nie biegam, wystarczy zrobić dwa kroki do garażowej zamrażarki. Drugi powód to preferencje Justyny. Lubi lody, które po konsumpcji nie przypominają proszku ixi 65 (skąd młoda zna przebój dawnych lat tego nie wiem). Domowe lody to świeże wiejskie mleko, wytworzona w lodówce śmietana, żółtka z jaj dobrego pochodzenia, dodatki które lubimy, wanilia w lasce, owoce z ogrodu. Milion możliwości i tyle samo zadowolenia.
Ubijamy śmietanę do konsystencji śniegu, w drugiej miseczce żółtka o temperaturze pokojowej ręcznie ucieramy z cukrem, dodając np. wanilię. Łączymy wszystkie składniki nie zapominając o mleku. Wlewamy do do odpowiednich foremek i wkładamy do zamrażarki. Po pięciu godzinach lody proszą o degustację.
Świetne foremki w dobrej cenie kupić można na Amazon. Jeśli nie zamierzacie do końca życia nabywać drewnianych patyczków i oszczędzacie drzewa w Amazonii to proponuję wybrany przeze mnie model lub podobny technologicznie.
Krzysztof Rozenblat.
Wasz zjadacz lodów 12/12 miesięcy w roku.