piątek, 17 kwietnia 2020

Wypatroszone cukinie.


Cukinia, czyli mała odmiana dyni, stąd włoska nazwa, przyjęta na całym świecie. Od zucca - dynia. Niskokaloryczna, zdrowa. Spożywana również na surowo. Wybrałem odmianę okrągłą, łatwiejszą do nadziewania. Ponieważ Justyna, nasz nadworny dokumentalista nagrała filmik (zawsze mnie to deprymuje) ograniczę opis potrawy do minimum. Przypomnę tylko o małym ogniu pod patelnią, rozdrobnieniu miąższu wyjętego z cukinii, łagodnym serze białym jako elementu składowego nadzienia, winie białym, które powinno całkowicie odparować, pieprzu i soli wg. gustu. Na obiad nie jadamy zbyt wiele, więc nam pięć niedużych sztuk wystarczyło. Skóra cukinii była miękka. 
Tradycyjnie historyjka. To jedno z moich ulubionych wspomnień z dzieciństwa dotyczące sklepu z galanterią męską. Jego właścicielami była para wspólników, którzy jak głosiła fama, udawali głuchych po to, aby wysłać ośmioro dzieci na uczelnię. Myślę, że dzięki prostocie, obłudzie klientów i należytej karze za ich zachłanność, fortel sklepikarzy nie ma sobie równych. Oto na czym polegał: Jeden ze wspólników czekał na klienta, wychwalając nadzwyczajną jakość wełny lub krój tego czy owego garnituru. 
Klient oczywiście pytał: 
- ile to kosztuje? 
 co? - pytał "sprzedawca", nadstawiając ucha. 
- Ile - to - kosztuje? - głośniej powtarzał klient 
- Hę? 
- Ile kosztuje ten garnitur? - wrzeszczał klient. 
- Ach cena! - Zapytam szefa. 
Po czym ekspedient obracał się i wołał w kierunku zaplecza: 
- Ile kosztuje ten piękny granatowy garnitur z dwurzędowym zapięciem? 
Na co "szef" odkrzykiwał: - czterdzieści dolarów.  
Wtedy "głuchy" ekspedient powtarzał klientowi: 
- szef mówi, że dwadzieścia dolarów. 
Nie muszę zapewniać, że wielu mężczyzn, starych i młodych skwapliwie płaciło dwadzieścia dolarów i chichocząc z zadowolenia szybciutko opuszczało sklep.
Krzysztof Rozenblat










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz