Cukinia,
czyli mała odmiana dyni, stąd włoska nazwa, przyjęta na całym
świecie. Od zucca - dynia. Niskokaloryczna, zdrowa. Spożywana
również na surowo. Wybrałem odmianę okrągłą, łatwiejszą do
nadziewania. Ponieważ Justyna, nasz nadworny dokumentalista
nagrała filmik (zawsze mnie to deprymuje) ograniczę opis potrawy do
minimum. Przypomnę tylko o małym ogniu pod patelnią, rozdrobnieniu
miąższu wyjętego z cukinii, łagodnym serze białym jako elementu
składowego nadzienia, winie białym, które powinno całkowicie
odparować, pieprzu i soli wg. gustu. Na obiad nie jadamy zbyt
wiele, więc nam pięć niedużych sztuk wystarczyło. Skóra cukinii
była miękka.
Tradycyjnie historyjka. To jedno z moich ulubionych
wspomnień z dzieciństwa dotyczące sklepu z galanterią męską.
Jego właścicielami była para wspólników, którzy jak głosiła
fama, udawali głuchych po to, aby wysłać ośmioro dzieci na
uczelnię. Myślę, że dzięki prostocie, obłudzie klientów i
należytej karze za ich zachłanność, fortel sklepikarzy nie ma
sobie równych. Oto na czym polegał: Jeden ze wspólników czekał
na klienta, wychwalając nadzwyczajną jakość wełny lub krój tego
czy owego garnituru.
Klient oczywiście pytał:
- ile to kosztuje?
co? - pytał "sprzedawca", nadstawiając ucha.
- Ile - to -
kosztuje? - głośniej powtarzał klient
- Hę?
- Ile kosztuje ten
garnitur? - wrzeszczał klient.
- Ach cena! - Zapytam szefa.
Po czym
ekspedient obracał się i wołał w kierunku zaplecza:
- Ile
kosztuje ten piękny granatowy garnitur z dwurzędowym zapięciem?
Na
co "szef" odkrzykiwał: - czterdzieści dolarów.
Wtedy
"głuchy" ekspedient powtarzał klientowi:
- szef mówi, że
dwadzieścia dolarów.
Nie muszę zapewniać, że wielu mężczyzn,
starych i młodych skwapliwie płaciło dwadzieścia dolarów i
chichocząc z zadowolenia szybciutko opuszczało sklep.
Krzysztof
Rozenblat
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz